Dzień 1: Nantes, Montjean
Niedziela, 5 czerwca 2011
· Komentarze(0)
http://makingthematrix.wordpress.com/2011/06/05/niedziela-5-czerwca-st-brevin-des-pins-montjean-sur-loire/
Razem z kręceniem się po Nantes i Montjean: 136,7km.
Cały dzień w deszczu . Rano była przez godzinę porządna ulewa, którą przeczekaliśmy w namiocie. Gdy ok. 9:00 trochę zelżał stwierdziliśmy, że lepiej nie będzie i trzeba jechać. W biurze kempingu nie było nikogo, podobnie jak poprzedniego dnia wieczorem, więc w końcu nie zapłaciliśmy.
Za Nantes znowu zaczęło padać mocniej, a ja złapałem gumę. Moja pompka okazała się do d* i już brałem się za prowadzenie roweru do najbliższego kempingu, gdy na drodze pojawiła się starsza pani z Szwajcarii na najbardziej obładowanym pakunkami rowerze turystycznym, jaki widziałem w życiu, i uratowała nasz plan dziennej podroży, pomagając w wymianie dętki. Powiedziała, że jedzie sama, tą samą trasą co i my, aż do Szwajcarii, ale tego dnia już zaraz zatrzymuje się w najbliższym miasteczku. Nazajutrz spotkaliśmy ją znowu, za Angers. Ma tempo :)
Kawałek dalej zdecydowaliśmy się zjechać z EV6 i jechać do Montjean sur Loire przez wzgórza na południe od Loary. Po drodze tata też złapał gumę. W samym Montjean najpierw kierując się strzałkami dojechaliśmy do hotelu Bed&Breakfast; i dopiero tam skierowano nas do kempingu, po drugiej stronie miasteczka. Ale już sam kemping był fajny, tani, z gorącą kawą i elektrycznością za darmo. Dojechaliśmy tam o 21:00.
Razem z kręceniem się po Nantes i Montjean: 136,7km.
Cały dzień w deszczu . Rano była przez godzinę porządna ulewa, którą przeczekaliśmy w namiocie. Gdy ok. 9:00 trochę zelżał stwierdziliśmy, że lepiej nie będzie i trzeba jechać. W biurze kempingu nie było nikogo, podobnie jak poprzedniego dnia wieczorem, więc w końcu nie zapłaciliśmy.
Za Nantes znowu zaczęło padać mocniej, a ja złapałem gumę. Moja pompka okazała się do d* i już brałem się za prowadzenie roweru do najbliższego kempingu, gdy na drodze pojawiła się starsza pani z Szwajcarii na najbardziej obładowanym pakunkami rowerze turystycznym, jaki widziałem w życiu, i uratowała nasz plan dziennej podroży, pomagając w wymianie dętki. Powiedziała, że jedzie sama, tą samą trasą co i my, aż do Szwajcarii, ale tego dnia już zaraz zatrzymuje się w najbliższym miasteczku. Nazajutrz spotkaliśmy ją znowu, za Angers. Ma tempo :)
Kawałek dalej zdecydowaliśmy się zjechać z EV6 i jechać do Montjean sur Loire przez wzgórza na południe od Loary. Po drodze tata też złapał gumę. W samym Montjean najpierw kierując się strzałkami dojechaliśmy do hotelu Bed&Breakfast; i dopiero tam skierowano nas do kempingu, po drugiej stronie miasteczka. Ale już sam kemping był fajny, tani, z gorącą kawą i elektrycznością za darmo. Dojechaliśmy tam o 21:00.