Czas orientacyjny. Nocowałem w Warszawie, na Woli. Rano pojechałem do centrum, potem na Saską Kępę, a potem już do domu, tyle że nie najkrótszą drogą z powrotem przez środek miasta, bo tam już zamknęli ulice, bo Obama przejeżdżał. Zamiast tego pojechałem na południe wzdłuż Wisły i potem Wilanowską, aż do Krakowskiej. Po drodze zahaczyłem o biuro. Ach ten pracoholizm...
Ogólnie rzecz biorąc ten dzień i poprzedni to dwie spokojne wycieczki z obciążeniem (ciuchy na zmianę), żeby sprawdzić, czy po stłuczce w poprzednim tygodniu jest już ok. Rezultat bardzo dobry. Mam trochę siniaków, ale to nie przeszkodzi mi w wyjeździe do Francji :)
Rano trasa do pracy, przez Lesznowolę, do Karczunkowskiej i później Puławską. Dość ostrożnie, bo tydzień temu miałem stłuczkę na skuterze i trochę poobijałem sobie ramię. Jeszcze trochę boli przy gwałtowniejszych ruchach. Po pracy zakupy i powolna jazda ścieżkami rowerowymi (jak mi wstyyyyd...) na Wolę, przez miasto pełne Obamy :)
Rano droga do biura przez Lesznowolę, potem ulicą Podstępu i Karczunkowską do Puławskiej i Puławską na Służew. Po pracy pojechałem na Saską Kępę, najpierw ścieżkami rowerowymi do Czerniakowskiej, potem już jezdnią, do mostu Łazienkowskiego i przez Wisłę. Do Marysina wracałem wieczorem przez rondo Waszyngtona, centrum, Grójecką i Krakowską.
Rano szybka trasa z Marysina do Empiku w centrum Warszawy, gdzie miałem konwersacje z francuskiego - przez ponad godzinę usiłowałem opowiedzieć po francusku jak zaplanowałem swoją podróż rowerową z St Nazaire do Wiednia :) Do centrum było 22km, przejechane w 45 minut. Potem metrem na Kabaty i stamtąd spokojna wycieczka przez Las Kabacki i Konstancin, a potem w prawo, omijając Piaseczno od południa, z powrotem do Marysina.